Organizm, po zakończeniu spożywania alkoholu, na swój sposób się „oczyszcza”. Co dzieje się z naszym ciałem w godzinę, 6 godzin, 12, a nawet 24 godziny po spożyciu alkoholu? I czy ma szansę wrócić do stanu wyjściowego sprzed picia? O procesie przywracania „ustawień fabrycznych” mówi Bogdan Urban, Prezes Mazowieckiego Związku Stowarzyszeń Abstynenckich oraz z-ca Przewodniczącego Krajowej Rady Związków i Stowarzyszeń Abstynenckich .

Redakcja: Co się dzieje z naszym ciałem, gdy spożywamy alkohol i wprowadzamy go „do obiegu”?

Bogdan Urban: Zmienia się nastrój. Stajemy się bardziej radośni, euforyczni. Albo przeciwnie – osowiali i „smutni”. To w sferze emocjonalnej.

W sferze fizycznej zaś organizm zaczyna być obciążony w sposób nienormalny. Alkohol przenika do krwioobiegu. I dzieje się to już na poziomie ust, przez śluzówkę. Następnie przez przełyk, przewód pokarmowy. Częściowo dostaje się do krwioobiegu, reszta trafia do wątroby. Niestety alkohol nie jest neutralizowany tak, jak pożywienie.

Jak przebiega ten proces?

Alkohol jest neutralizowany w naszym organizmie w dwojaki sposób. Po pierwsze, przez wydychanie, bo dostaje się do płuc. Stąd ten zapach wydobywający się z człowieka. Ale dotyczy to tylko 2-7% tego, co musi zostać z organizmu wydalone. Reszta niestety nie uleci z organizmu. Dostaje się do krwioobiegu i trafia do wątroby, która jest takim swoistym filtrem, oczyszczaczem. Tam zaczyna się wojna i trwa do czasu, aż alkohol zostanie ostatecznie rozłożony na dwutlenek węgla i wodę.

Ten proces metabolizmu alkoholu zaczyna się tak naprawdę już w momencie, gdy wprowadzamy pierwsze jego krople do ust. Alkohol to trucizna, dlatego wszystkie witalne siły organizmu są potrzebne do tego, aby się go pozbyć.

Trochę to jest tak, jak z rozprzestrzenianiem się ognia. Jeśli w naszym domu zaczyna się palić, angażujemy wszystko i wszystkich, aby pożar ugasić. Nie zastanawiamy się wówczas nad innymi zasobami – o to będziemy się martwić później. Choć dobrze byłoby zawczasu, tak, żeby pożar nie wybuchł. Niemniej jak się pali – gasimy od pierwszej iskierki aż do całkowitego pozbycia się płomieni. I podobnie to wygląda, gdy nasze ciało walczy z alkoholem.

Im mniej wypijemy, tym mniej szkód wyrządzimy, bo mniej nam zabierze tego dobrego.

Przychodzi jednak moment ostatniego kieliszka i tym samym rozpoczynają się inne procesy w organizmie – jakie?

72 godziny – tyle potrzebuje organizm, aby pozbyć się alkoholu do zera.

Po tym czasie wraca do ustawień fabrycznych?

Nigdy już nie wróci do ustawień fabrycznych. Bo część naszych zasobów zostaje bezpowrotnie zniszczona. W największej mierze są to komórki nerwowe i – w dużym uproszczeniu – komórki wątroby. Najczęściej spotykane choroby odalkoholowe to właśnie te związane z centralnym układem nerwowym i z naszą odpornością, czyli wątrobą. Choćby polineuropatia czy padaczka alkoholowa. To są uszkodzenia centralnego układu nerwowego, spowodowane wyłącznie alkoholem.

Za każdym razem, gdy do organizmu jest wprowadzany alkohol, komórki są bezpowrotnie niszczone. Nie ma znaczenia, ile wypijamy. Przyjmując jakąkolwiek ilość, powodujemy nieodwracalne zniszczenia w organizmie.

Minęły 72h, w organizmie nie ma alkoholu. Zostało trochę zniszczeń. Czy pijąc kolejny raz te procesy wyglądają inaczej?

Po jakimś czasie np. zaczynamy zapominać. I to może być wyraźny sygnał, że coś się z nami dzieje. Ktoś może zapytać – co w takim razie się stało? Przecież nie ma w organizmie ani grama alkoholu. To skąd takie właśnie „dziury w pamięci”? Ano związku chemicznego nie ma w ciele, ale był wprowadzany wcześniej. I konsekwentnie „zabierał” komórki nerwowe. Stopniowo było ich coraz mniej, w tym także tych np. właśnie odpowiedzialnych za pamięć. Na początku my na to nie zwracamy uwagi, nie widzimy tego, potem jednak zmiany są też widoczne na zewnątrz, nie tylko w środku.

Proces dochodzenia do siebie po wypiciu też trwa dłużej. Jeśli organizm jest zniszczony, dłużej się regeneruje, dłużej gorzej się czuje, później wraca – mniej więcej – do stanu w którym jest mu dobrze. Proszę pamiętać, że organizm jest permanentnie niszczony bez względu na to, ile pijemy.

Jakie czynniki dodatkowo wpływają na powrót do stanu w ciele bez alkoholu – które spowalniają te procesy, a które przyspieszają?

Na pewno „stanąć na nogi” może pomóc wszelkiego rodzaju suplementacja mikroelementami. Ale to jest analogicznie jak z odtruciem. Kiedy osoba się zatruje, jest zabierana do szpitala i odtruwana. Nasze, zabrane przez truciznę, zasoby są wtedy uzupełniane w sposób sztuczny – w postaci kroplówek i płynów odżywczych. Mają one spowodować, że stan zatrucia, w tym przypadku alkoholem, mija. To się dzieje dzięki takim zabiegom odrobinę szybciej. Powiedzmy, że to jakby dodatkowe wspomaganie. Bo tak naprawdę wątroba i tak musi sobie poradzić z tym, co dzieje się w środku. Bo żadna chemia z zewnątrz sobie nie poradzi z wyeliminowaniem alkoholu z organizmu. Ale rzeczywiście, podaż składników odżywczych w taki sposób może być pomocna i wzmocnić siły witalne organizmu do walki z alkoholem. Ale finalnie i tak jest to zadanie wątroby.

Nie ma receptury ani środka, które by nam pozwoliły zmniejszyć negatywne skutki picia, albo w ogóle nie dopuścić do ich powstania. Możemy się „wspomóc”, aby konsekwencje spożywania alkoholu były mniej dotkliwe, jednak nie będą one niwelowały picia. Mogą po prostu pojawić się ciut później, ale będą.

Jak dodatkowo zadbać o siebie w czasie „schodzenia” alkoholu z ciała?

To wszystko zależy od indywidualnych preferencji. Na początku, gdy ten alkohol jeszcze jest wprowadzany do organizmu (choć ciało już z nim walczy), skutki „schodzenia” nie będą widoczne. Bo wciąż jego poziom rośnie. Często jest tak, że osoba wówczas źle widzi, źle słyszy, ma spowolniony czas reakcji, może mieć trudności z utrzymaniem równowagi. Może też w sposób nieskoordynowany rozmawiać, np. powtarzać pewne frazy po kilka razy, „gadać jak nakręcony”. Takim osobom często wydaje się, że są tzw. duszą towarzystwa, choć tak naprawdę nie mają za bardzo o czym mówić. To myślenie spowodowane jest działaniem alkoholu, a obiektywnie bycie atrakcyjnym rozmówcą nie jest prawdą.

Wtedy też pojawiają się takie objawy fizyczne, jak drżenie rąk, wymioty. I do czasu aż alkohol jest wprowadzany do organizmu, to – trochę jak na wykresie – objawy i skutki nasilają się i rosną.

Odstawienie alkoholu, czyli – trzymając się wykresu – taki punkt zwrotny, najwyższy, jeszcze przez chwilę trwa. A później zaczyna się oczyszczanie. Rozpoczynają się inne procesy. Organizm może już tylko zwalczać i pozbywać się, bo kolokwialnie mówiąc, nie jest mu już dorzucane do pieca. Wątroba zaczyna się już zajmować tylko rozkładem alkoholu, nie przybywają jej nowe gramy trunku.

Ten powrót zależy od wielu czynników, cech indywidualnych.

Ma tu coś do rzeczy tzw. „mocna głowa”?

Istnieje coś takiego jak tolerancja na alkohol, czyli właśnie tzw. mocna głowa. Polega to na tym, że istnieją osoby, które pijąc tyle samo co towarzysze, są wciąż w dobrej formie i wyglądają, jakby dopiero zaczęli pić. Podczas gdy inni są już półprzytomni. W społeczeństwie niestety pokutuje przekonanie, że można to wyćwiczyć. Bzdura. Trening nie czyni mistrza – zwłaszcza jeśli chodzi o alkohol.

Tolerancja na alkohol to cecha indywidualna. Co więcej – „mocna głowa” trwa do pewnego momentu w życiu. A następuje potem gwałtowne załamanie i przychodzi spadek tolerancji. Nagle osoba, która przez kilka lat potrafiła wypić ogromne ilości alkoholu właściwie bez problemu, teraz wypija 100 g i traci przytomność. I nie da się tego „odrobić”.

Czy w społeczeństwie nadal pokutują stereotypy? Jak odbierana jest osoba, która szuka pomocy?

Inaczej jest przez społeczeństwo postrzegana osoba, która szuka pomocy niż człowiek, który się wzbrania. To na pewno. Widzę też, że inaczej postrzegane są kobiety – co wolno kobiecie, a czego nie. Ale to zaszłości sprzed wieku. Pijana kobieta na ulicy – nie do pomyślenia. A mężczyzna – no zdarzyło mu się… Dlatego kobiety piją same, schowane. Szybciej się uzależniają i głębiej. Ale jednocześnie efekt wyjścia udaje się osiągnąć szybciej. Czasem wystarczy mały impuls, by osiągnąć efekt.

Dziękujemy za rozmowę.

Bogdan Urban – Prezes Mazowieckiego Związku Stowarzyszeń Abstynenckich oraz z-ca Przewodniczącego Krajowej Rady Związków i Stowarzyszeń Abstynenckich. Działa także lokalnie – jest działaczem i prezesem Pruszkowskiego Stowarzyszenia Rodzin Abstynenckich „Socjus”, pracuje także jako terapeuta uzależnień. Współtworzył Powiatowe Centrum Dialogu Społecznego, jest także członkiem Powiatowego Zespołu ds. Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie. Współpracuje z powiatem oraz urzędem miasta jest członkiem Sejmowego Zespołu ds. Uzależnień. Współtworzył standardy działania stowarzyszeń abstynenckich, które są wdrażane we współpracy z agencją rządową. Jest autorem oraz współautorem wielu pozycji książkowych oraz artykułów naukowych.