„Kiedy pijemy alkohol czy uprawiamy seks, nie używamy tylko ciała. Jesteśmy w tym cali – ze wszystkimi myślami, odczuciami, przekonaniami. Nie da się rozdzielić seksu od emocji, jest to nienaturalne (…) Kiedy przekroczymy minimalne dawki, wpływ alkoholu na przyjemność seksualną jest tylko negatywny i im jest go więcej, tym gorzej będzie w łóżku. Alkohol znieczula – to dotyczy zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Skutkiem będzie po prostu mniej doznań” – wyjaśnia Krzysztof Tryksza, seksuolog i psychoterapeuta.
Redakcja: Czy picie alkoholu na randce to dobry pomysł?
Krzysztof Tryksza: To zależy od ilości wypijanego alkoholu oraz od tego, po co pijemy. Pewne jest, że alkohol nigdy nie sprawia, że seks jest fajniejszy. Może stać się możliwy albo łatwiejszy, ale nigdy nie potęguje doznań.
W jakich okolicznościach romantycznej sytuacji alkohol może być dobrym pomysłem?
Margines przypadków, w których alkohol okazuje się pomocny na randce czy przed zbliżeniem jest bardzo wąski. Przede wszystkim dlatego, że aby alkohol nie stępił zmysłów, nie wpłynął na odczuwanie przyjemności, powinno być go bardzo mało. Te okoliczności to przede wszystkim sytuacje, w których zbliżeniu towarzyszy ogromny stres. Alkohol może pomóc w jego osłabieniu. Przyjemność seksualna wiąże się bezpośrednio z puszczeniem kontroli i alkohol może to ułatwić. Oczywiście, nie mam na myśli utraty kontroli nad sobą, lecz – kolokwialnie mówiąc – wyluzowanie się. To pomocne działanie alkoholu może zaistnieć tylko, gdy są to naprawdę minimalne dawki. Dla mężczyzn są one znacznie mniejsze niż dla kobiet i to nie może być więcej niż mała lampka wina, czyli 100 ml płynu. Mocniejsze alkohole w ogóle nie wchodzą w grę.
Czyli jeśli na każdej randce sięgamy po małe piwo lub lampkę wina nie powinno być problemu?
Tylko, jeśli picie alkoholu przed zbliżeniem stanie się regułą i bez niego nie będziemy w stanie nawiązać otwartej relacji ani ośmielić się na kontakt seksualny, to może być objaw uzależnienia, a na pewno pewnego rodzaju zniewolenia. Wszystko zależy od tego, jak ważną rolę w naszym życiu seksualnym pełni alkohol, czyli po co pijemy. Jeśli za pomocą alkoholu uciszamy wstyd, lęk przez zbliżeniem, lub inne trudne emocje, które nie pozwalają nam wejść w nową relację i cieszyć się seksem, istnieje ryzyko, że się uzależnimy. W tym wypadku dawka nie ma wielkiego znaczenia. Nie ma bezpiecznej dawki alkoholu.
Ostatnio obserwuję analogiczny trend w przepisywaniu leków na zaburzenia erekcji. Zaleca się mężczyznom, którzy mają problemy z erekcją, codzienne przyjmowanie małej dawki leku. Nawet jeśli to bezpieczne z perspektywy biologicznej, to skutek jest taki, że są oni przerażeni kontaktem z kobietą bez zażycia tabletki. Zatem, nawiązując do alkoholu, bezpiecznie możemy czuć się, gdy pijemy okazjonalnie, mało i gdy od picia nic w naszym życiu nie zależy.
Małe dawki, które tylko pomagają się wyluzować, wydają się mityczne. Młodzi ludzie na randkach spotykają się na mieście i zazwyczaj na jednym piwie się nie kończy.
Kiedy przekroczymy minimalne dawki, wpływ alkoholu na przyjemność seksualną jest tylko negatywny i im jest go więcej, tym gorzej będzie w łóżku. Alkohol znieczula – to dotyczy zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Skutkiem będzie po prostu mniej doznań. Podczas zbliżenia seksualnego pożądanie na początku gwałtownie wzrasta, potem stabilizuje się, następnie znów rośnie. Od jednej do drugiej fazy można przechodzić płynnie, nie występują one liniowo, raczej cyrkularnie. Kiedy jesteśmy pod wpływem alkoholu łatwo się z tego rytmu wybić. Mniej bodźców z ciała przez wpływ alkoholu powoduje, że czasem tracimy podniecenie w trakcie zbliżenia. Po alkoholu trudniej się także skoncentrować, więc powrót do stanu pożądania jest tym bardziej utrudniony.
Poza tym alkohol nie zawsze zadziała tak, jak się spodziewamy. Czasami sprawia, że zamiast poczuć przypływ energii, jesteśmy senni.
Tak, nawet w kamasutrze są nawiązania do tego działania alkoholu na organizm. Przed seksem raczej nie pije się piwa, ponieważ pod jego wpływem nierzadko stajemy się ociężali, a to nie idzie w parze ani z pożądaniem, ani z aktywnością w łóżku. Co więcej, alkoholowe znieczulenie może skutkować po prostu brakiem orgazmu, zarówno u kobiety, jak i mężczyzny. U niewielkiej grupy mężczyzn picie alkoholu przed seksem może dawać też efekt odwrotny – przedwczesny wytrysk.
Osobną kategorią wpływu picia alkoholu na seks jest nadużywanie alkoholu i spożywanie go w dużych ilościach. Wówczas cierpieć może obwodowy układ nerwowy, mogą wystąpić problemy z wątrobą, pracą mózgu, gospodarką hormonalną. To wszystko może mieć wpływ na poziom libido, który – wraz z nasilaniem się nałogu alkoholowego – spada oraz z zaburzeniami erekcji u mężczyzn i zaburzeniami bólowymi u kobiet. Alkohol jest silną toksyną, która niszczy ciało na wielu poziomach.
A co z przygodnym seksem po alkoholu, czyli robieniem rzeczy, na które na trzeźwo byśmy się nie zdecydowali? Czy to zjawisko też można zaliczyć do szkodliwych skutków picia?
W pewnych sytuacjach tak. Pod wpływem alkoholu łatwiej zrobić krzywdę zarówno sobie, jak i drugiej osobie. To, na co się zdecydujemy, może być wynikiem chwilowego rozhamowania, rozluźnienia granic, niekoniecznie wyborem przemyślanym. Osoby, które dużo i często piją, miewają skłonność do ryzykownych zachowań, wśród których może być uprawianie seksu bez zabezpieczenia (pośrednim skutkiem nadużywania alkoholu mogą być choroby przekazywane drogą płciową) lub kontakt z osobami niebezpiecznymi.
Ponadto istnieje ryzyko, że alkohol przytępi naszą uważność i nie odczytamy ważnych sygnałów od partnera. Niektóre osoby nie potrafią stanowczo i wyraźnie mówić o tym, na co się zgadzają, a na co nie. Będąc pod wpływem alkoholu, możemy przegapić kluczowy sygnał – czy mamy obopólną zgodę na seks. To skrajny przykład, jednak bardzo często dochodzi do drobniejszych nieporozumień, które również mogą skończyć się szkodą emocjonalną. Mężczyzna może np. nie dostrzegać reakcji kobiety, które świadczą o tym, że coś ją boli.
Myślę, że alkohol nie tylko zaburza naszą uważność, ale też tłumi uczucia, co oznacza utrudnienie kontaktu ze sobą. Czasem może wydawać się, że czujemy więcej i że kontakt ze sobą odzyskujemy po „dwóch głębszych”, ale realnie się od siebie oddalamy. Brene Brown mówiła w jednym z wykładów, że nie da się zapić tylko przykrych emocji. Zapija się wszystkie…
Tak, a to z kolei potęguje zjawisko odcięcia emocjonalności od ciała, które powszechnie obserwujemy. Mówimy „moje ciało”, nie „ja”. Kiedy pijemy alkohol czy uprawiamy seks, nie używamy tylko ciała. Jesteśmy w tym cali – ze wszystkimi myślami, odczuciami, przekonaniami. Nie da się rozdzielić seksu od emocji, jest to nienaturalne, a jednak taki model „dobrego seksu” dostajemy m.in. z pornografii. Tam ciało jest obiektem pożądania, akcji i przyjemności. Traktowane jest przedmiotowo. Emocje zostają za ścianą. W prawdziwym życiu alkohol umożliwia ten proceder odcięcia, bo znieczula nas na wszystkich poziomach.
Młodzi ludzie szczególnie cierpią z powodu narracji uprzedmiotawiającej ciało. Współczesny kult piękna jest wobec młodych niezwykle wymagający, wręcz niemożliwy do realizacji. Dodatkowo pojawia się presja na super seks.
Tak, a ciało na randce przeszkadza. Bo z nerwów pocą się ręce, boli brzuch, nie ma wzwodu. Czasem ten lęk objawia się łagodniej, np. zwykłym napięciem, które najłatwiej rozładować alkoholem. To błędne koło, pułapka.
Innym wzorcem, który towarzyszy tej toksycznej pętli jest znormalizowanie seksu na pierwszej randce. Nie ma nic złego w sypianiu z nowo poznaną osobą, dopóki seks wynika z realnego pożądania z obu stron. Obecnie obserwujemy trend „tak się robi” – zbliżenie cielesne stało się rutynowym elementem randki. Ludzie decydują się na wejście w sytuację intymną, bo taki jest kulturowy standard randkowania, a nie dlatego, że chcą naprawdę się odsłonić, oddać, dać rozkosz tej drugiej osobie, i tak dalej. W tym wypadku pokutuje znów wzorzec z pornografii – że w seks zaangażowane jest głównie ciało, co jest szkodliwym mitem – oraz popkultura, np. seriale i filmy, w których seks jest przyjemnością tej samej kategorii, co jedzenie lodów. Młodzi ludzie chłoną te przekazy kulturowe, stawiają sobie i swoim potencjalnym partnerom i partnerkom wyśrubowane wymagania, a potem, żeby do nich doskoczyć, potrzebują znieczulenia albo mają poważne problemy z samooceną.
Wśród moich klientów zdarzają się osoby w wieku 20+, które realnie zastanawiają się, co jest z nimi nie tak, że nie czują satysfakcji z seksu, a na pytanie „dlaczego poszliście do łóżka” odpowiadają „bo fajnie się gadało”. Istnieje presja, by mieć dużo zabawy i dużo seksu, bo dzięki temu osiągniemy szczęście. Seks najlepiej mieć z wieloma partnerami, bo to świadczy o tym, że kobieta jest wyzwolona i zdobywa doświadczenie, oraz partnerkami – taki mężczyzna jest zdobywcą. Alkohol pozwala stanąć na wysokości zadania, jaką jest spełnienie społecznych oczekiwań, ale skutki mogą być fatalne. Ani nie skończy się to dobrym seksem, ani głęboką relacją, ani szczęściem osobistym, a może poskutkować rozwojem nałogu.
Dziękuję za rozmowę.
Krzysztof Tryksza – certyfikowany seksuolog kliniczny, dyplomowany psychoterapeuta i psycholog kliniczny ze specjalizacją w psycho-seksuolologii, coach oddechem, sex&life coach. Certyfikowany TRE® Provider oraz Terapeuta IFS (internat Family Systems). Ukończył studia wyższe na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu, na Podyplomowym Studium Pomocy Psychologicznej w Dziedzinie Seksuologii UAM oraz studia w Profesjonalnej Szkole Psychoterapii Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej i Instytutu Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego w Warszawie. Jestem członkiem Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego.
Fot. freestocks, Unsplash.com