Ciężki dzień, dobry dzień, nudny dzień – wszystko może być pretekstem, aby się napić. Podczas pandemii zmienił się nieco nasz polski wzorzec picia – alkohol jeszcze bardziej zadomowił się w naszym codziennym menu. Przestał być tylko nagrodą czy elementem świętowania, a stał się towarzyszem i pocieszycielem. Oczywiście, kieliszkiem pocieszamy się w Polsce od zawsze, jednak dwa lata izolacji nasiliły to zjawisko. Mimo zamknięcia lokali gastronomicznych w okresie pandemii, konsumpcja alkoholu wrosła, co oznacza, że trunki spożywamy w domu bez oporów i ten nowy, jakże szkodliwy, trend z nami pozostał. O powodach, dla których otwieramy butelki, mówi psycholog i terapeutka uzależnień Katarzyna Andrusikiewicz.
Chrzciny, komunia, wesele, pogrzeb – mało kto wyobraża sobie te okoliczności bez alkoholu. Czy jest w tym coś złego, że chcemy „uczcić” daną okazję? Oczywiście, że nie, jednak fakt, że rytuałom czczenia czy upamiętniania towarzyszy alkohol nie jest bez znaczenia. To sprawia, że nadajemy trunkom specjalną funkcję, przez którą znajdujemy każdego dnia „zastosowanie” dla alkoholu. – Społeczne przyzwolenie na picie w Polsce jest ogromne. Pamiętajmy, że jeszcze niedawno, w niektórych miejscach dopuszczalne było nawet picie w miejscu pracy. Zresztą nadal funkcjonują branże, w których przymyka się na takie praktyki oko i znajduje wytłumaczenie – mówi Katarzyna Andrusikiewicz.
Weekendy, wakacje, sukcesy i straty – wszystko jest potencjalnym pretekstem do picia. Typowym mechanizmem, który kształtuje się przy takim użytkowaniu alkoholu, jest mechanizm nałogowego regulowania emocji. – Chodzi w nim o sztuczne regulowanie swojego samopoczucia, czyli kiedy czujemy zmęczenie, irytację, znużenie, zdenerwowanie – wstaw dowolne – oczekujemy, że po wypiciu będziemy czuć się lepiej, albo przynajmniej inaczej. Każdy z nas trochę inaczej reaguje na alkohol, więc przyczyn picia jest tyle, ilu użytkowników – niektórzy potrzebują zapomnieć o swoich „bolączkach”, inni potrzebują poczuć się silniejsi, pewniejsi siebie, zrelaksowani. Natomiast przez kulturowe połączenie alkoholu z sukcesem, przyjemne emocje podbijamy alkoholem. Nawet jeśli niczego nie zapijamy, zdarza się, że bez alkoholu nie umiemy się już cieszyć. Wszystko to sprawia, że alkohol działa bardzo uzależniająco – tłumaczy ekspertka.
Efekt jest taki, że życie bez alkoholu dla wielu osób nie ma smaku, jest trudne do wytrzymania. Emocje przyjemne z czasem stają się płaskie, a te trudne i przykre, jeszcze bardziej bolesne. To jest zjawisko, które – z uwagi na kulturowe podejście do alkoholu – dotyczy mniej lub bardziej nas wszystkich, nawet jeśli nie wszyscy problemowo używamy alkoholu, to wielu z nas bezrefleksyjnie powtarza pewne schematy czy przekazuje wzorce dzieciom. – Brakuje nam nawyku zaglądania „pod spód” trudnych emocji. „Leczymy” się objawowo, zamiast działać na przyczynę – podsumowuje terapeutka.
Kolejnym powodem do picia są względy towarzyskie. Jest coraz więcej dorosłych ludzi, którzy – z różnych powodów – dojrzewają do decyzji o niepiciu. Świadomość tego, czym jest zdrowy styl życia, rośnie i abstynencja w niektórych kręgach staje się modna. Natomiast wciąż większość społeczeństwa nie wyobraża sobie spotkań towarzyskich na trzeźwo, co działa bardzo niszcząco na budowanie relacji i społeczne funkcjonowanie głównie młodych ludzi. – W Polsce obserwujemy pewien paradoks: nie mamy problemu z tym, że ktoś nadużywa alkoholu, co widać i czuć, za to problemem w towarzystwie okazuje się osoba, która nie pije. Taka osoba nierzadko mierzy się z reakcjami, takimi jak ironiczne komentarze, niewygodne pytania, musi się tłumaczyć, dlaczego nie pije. A czy kiedykolwiek odwróciliśmy tę sytuację i zadaliśmy pytanie – dlaczego ty pijesz? Wówczas pojawiłaby się konsternacja. Niestety jest tak, że bardzo wiele osób pije w sposób ryzykowny i szkodliwy lub jest uzależniona i nie zdaje sobie z tego sprawy. Króluje stereotyp alkoholika, który przysłania nam prawdę o tym nałogu. Im bardziej danej osobie nie podoba się nasza abstynencja, tym jest większe prawdopodobieństwo, że ta osoba sama ma problem. Abstynent w towarzystwie odbiera komfort tym, którzy czują przymus picia, staje się ich wyrzutem sumienia – komentuje Katarzyna Andrusikiewicz.
Przekonania na temat picia alkoholu, które funkcjonują w Polsce, to kolejny powód, by pić. Brzmią one: „wszyscy piją” oraz „nie piją tylko ci, którzy mają problem”. Oba te przekonania są nieprawdziwe. Nie wszyscy piją i nie wszyscy, którzy zachowują abstynencję, robią to z uwagi na leczone uzależnienie. Choć dużo mówi się o rozalkoholizowaniu naszego narodu, generalizowanie nigdy nie jest prawdą. W obliczu faktu, że są dorośli, którzy po prostu nie chcą pić, cytowane przekonania stają się wymówką.
Ciekawą obserwacją na temat powodów picia alkoholu jest podejście do zdrowia fizycznego. – Wszyscy wiedzą, że alkohol jest szkodliwy, ale niewiele osób zgłębia, co konkretnie niszczy w organizmie i jak na niego działa. Wiemy powszechnie, np. o zaburzeniach koncentracji, ale niewiele osób myśli o tym, że wynikają one z tego, że alkohol niszczy połączenia nerwowe w mózgu, które nigdy nie zostaną odzyskane. Odczuwamy kaca, ale wiele osób traktuje go jak cenę, którą trzeba zapłacić za krótkotrwałe korzyści, które daje picie dzień wcześniej. To pokazuje, jak nisko cenimy zdrowie fizyczne, psychiczne, naszą wydajność, dobrostan. Nieposzanowanie swojej fizyczności, traktowanie ciała instrumentalnie ma swoje odbicie w stosunku również do picia alkoholu – mówi ekspertka.
Zdaniem psychoterapeutki, powinniśmy zmodyfikować narrację edukowania o skutkach picia alkoholu. W końcu dla nastolatków niekoniecznie najważniejsza będzie informacja, że picie alkoholu może pogorszyć wyniki w nauce, albo utrudnić proces przyswajania nowej wiedzy. Większą szansę ma za to ostrzeżenie, że picie może wpłynąć na ich sprawność psychoruchową, co odbija się na sprawności fizycznej – umiejętności tańca, wykonywania trików na deskorolce itd. Z kolei do młodych dorosłych mógłby trafić argument o zaburzeniach funkcji seksualnych, zamiast o kondycji wątroby.
– Organizm po nadużyciu alkoholu cierpi przez kolejnych kilka tygodni, nawet jeśli tego nie czujemy. Głęboko wierzę, że gdybyśmy edukując o alkoholu, wchodzili w detale i zwracali uwagę na mało popularne fakty, przebilibyśmy się przez stereotypy, fałszywe przekonania i społeczne przyzwolenie na picie. Oczywiście ten proces musiałby potrwać, jednak powoli nasza świadomość zaczyna się zmieniać. Powodów, dla których będziemy chcieli zmieniać chemicznie nasze samopoczucie z pewnością nie zabraknie, ale im więcej będziemy o tym mówić, tym większa jest szansa, że w końcu zaczniemy bliżej przyglądać się temu, po co tak naprawdę sięgamy po kieliszek – komentuje Katarzyna Andrusikiewicz.
Katarzyna Andrusikiewicz – psycholog i certyfikowana specjalistka psychoterapii uzależnień i współuzależnienia z 10-letnim doświadczeniem zawodowym w pracy klinicznej. Ukończyła studia psychologiczne na warszawskim Uniwersytecie SWPS (ścieżka specjalizacyjna: psychologia kliniczna).