– Zrezygnowałem z picia alkoholu, aby sprawdzić, jak to jest. Nie miałem żadnych oczekiwań ani ambicji. Do tej pory nie wyobrażałem sobie wieczoru bez piwa czy drinka. Alkohol w niedużych dawkach towarzyszył mi prawie codziennie, a w weekendy – bez wyjątku. Bez bicia przyznaję, że pomysł wziął się z powodu pieniędzy – miałem nadzieję trochę zaoszczędzić. Ale moje ostateczne wnioski bardzo mnie zaskoczyły – mówi 37-letni Kamil, właściciel małej agencji reklamowej.

Piwo to alkohol i też kosztuje

Kamil jest ojcem dwóch chłopców i mężem od 10 lat. Prowadzi własny biznes, wolny czas spędza z przyjaciółmi i rodziną na wyjazdach w różne ciekawe zakątki Polski, jego pasją jest fotografia. Jego życie jest uporządkowane i przewidywalne, z czasem zaczęła wkradać się rutyna. – Nie ukrywam, że dobre piwo na koniec dnia czy drink z dobrej jakości whisky to było coś, na co czekałem. Choć mam fajne życie, to tą fajnością też można się zmęczyć – śmieje się.

Praca, domowe obowiązki, codzienne drobne problemy z dziećmi – niby nic, a potrafią człowieka znużyć i przygnębić. – To nie tak, że zapijałem jakieś problemy, uważam, że ich nie mam. Ale rozrywka i relaks do tej pory stały dla mnie na równi z alkoholem. Z czasem coraz bardziej zależało mi, aby tę nagrodę na koniec dnia dostać. Aby było fajniej, szukałem nowych smaków, a to było widać na koncie – komentuje.

Kamil podkreśla, że nigdy nie lubił taniego alkoholu. Wolał nie pić, niż pić cokolwiek. Chodziło o smak, realną przyjemność, nie o szum w głowie. Dlatego, kiedy częściej skręcał do alkoholowych marketów, zauważył, jak to wpłynęło na domowy budżet. – Można powiedzieć, że zacząłem przepijać po 150 zł tygodniowo plus weekendy. Kiedy to podliczyłem, pomyślałem: koniec. Da się bez tego żyć, dobra lemoniada smakuje równie fajnie.

Tak zapadła decyzja o alkoholowym detoksie, którego początkowym celem było sprawdzenie, ile realnie da się zaoszczędzić i ciekawość, co z tego wyniknie. Jak się okazało, efekty przerosły oczekiwania.

Lepszy sen, lepszy seks, więcej energii

– Już po pierwszych dniach poczułem różnicę. Nie sądziłem, że dwa piwa wypite na noc tak bardzo zmieniają jakość snu. Krótko mówiąc: łatwiej mi się było wyspać. Widać to też było w „apce” monitorującej sen, której używam. Fazy REM stały się dłuższe, a ja nie budziłem się tak osowiały, jak dotąd. To też przełożyło się na ilość energii, którą miałem w ciągu dnia. Chodzę na siłownię i biegam, zimny porządny drink po takim wysiłku wchodził mi jak złoto. Może dlatego, że byłem serio wykończony? Teraz lepiej mi idą treningi i izotonik z lodem wystarczył za świat. Nawet nie tęskniłem za alkoholem – mówi Kamil.

Sam zwraca również uwagę na bliskość intymną z żoną. – Nie będę się wdawał w szczegóły, ale po którymś razie zauważyłem, że nawet małe „znieczulenie” sporo zabiera. Może nasz seks jest teraz nieco krótszy, ale jest też o wiele przyjemniejszy. Bardziej się skupiam na tym, co się dzieje. Asia może to potwierdzić – śmieje się.

Pierwszy tydzień Kamil spędził na wieczorach w domu i sporcie. W weekend, gdy przyszli znajomi, zrobił mrożoną herbatę z różnymi sokami owocowymi. – Byli zaskoczeni, niektórzy przynieśli coś ze sobą. Spodziewałem się, że to będzie problem. Wykluczyć z naszych spotkań alkohol, to tak jakbyśmy przez lata spotykali się w jednej knajpie i nagle postanowili siedzieć przy ognisku. Niektórzy nawet komentowali, pytali, czy jestem chory, czy może „hehe, mam problem”. Trochę żenujące – opowiada.

Zmiany w menu i jeszcze więcej energii

– Ten eksperyment zaczął mi się podobać w trakcie drugiego tygodnia. Reakcje moich kumpli mnie zaciekawiły i jeszcze bardziej chciało mi się sprawdzić, co będzie dalej. Poza tym odkryłem, jak smaczne „drinki” można robić bez alkoholu. Tonik z różnymi sokami, np. ananasowym czy pomarańczowym, smakuje genialnie. Zacząłem eksperymentować – zamiast jeździć do marketu alkoholowego, buszowałem w spożywczym. Akurat też zrobiło się zimno i odkryłem, jak dobre są herbaty. Do tej pory piła je moja żona i dzieciaki, teraz studiuję menu w każdej knajpie i szukam herbat, jestem nimi zafascynowany – mówi Kamil.

Poza tym Kamil zaczął zauważać, że zmienia się jego apetyt. Do tej pory unikał śniadań, jadł duże sycące kolacje i często podjadał, zwłaszcza wieczorem i w nocy. – Mam nadwagę od zawsze, już jako dziecko byłem gruby, więc nie pomyślałem, że picie alkoholu może się przyczynić do tego, jak jem i ile ważę, okazało się, że jest inaczej. W skrócie: łatwiej jest zjeść na kolację sałatkę, zamiast góry tostów z serem, jak się jej nie popija browarem.

Co prawda Kamil odnotował spadki na wadze dopiero po zakończeniu 30-dniowego eksperymentu, ale są one wyraźne. – Zleciałem 5-6 kilo. Byłem laikiem w tej kwestii, ale teraz już wiem, że alkohol też ma kalorie i to wcale niemało. Do tego przekąski, najczęściej tłuste i słone. Bez alkoholu o wiele łatwiej jest pilnować diety. Poza tym działa taki efekt kuli śniegowej. Masz więcej energii, więc chętniej ćwiczysz, więc to cię motywuje do trzymania diety – wyjaśnia.

Trzeźwe imprezy, trzeźwe spojrzenie

Największa zmiana nastąpiła w zakresie sposobów na spędzanie piątków i sobót. – Nierzadko poranki w soboty i niedziele to był kac, nie ma co ściemniać. Nie jakiś paraliżujący, ale na pewno odbierający chęci, aby biegać za dzieciakami po parku. Dwa razy w czasie tego miesiąca wybrałem się na imprezę z kumplami i za każdym razem wychodziłem o 23. Było spoko, ale żeby spędzać tak ileś godzin do rana? Nie, teraz twierdzę, że mi się to nie opłaca. – mówi Kamil.

Z czasem zaczął też dostrzegać zmiany w swojej kondycji psychicznej. – To miał być eksperyment trochę z nudów, trochę dla kasy, trochę z ciekawości, a okazało się, że dużo się o sobie dowiedziałem. Na przykład tego, że to nie jest normalne, że o 13 już ci się nic nie chce, że planujesz wieczór przy piwku, zamiast się skupić na robocie. Wcześniej tak właśnie było, to mi dało do myślenia. Wiele ludzi tak ma, więc nie zwracałem na to uwagi. Teraz jest moda na takie frazesy motywacyjne, żeby być najlepszą wersją siebie i takie tam. Wyśmiewałem to, bo nie chciało mi się nic w sobie zmieniać. Znowu odchudzać, dbać o dietę, o sen itd. Nie twierdzę, że jest coś złego w wyjściu na piwo od czasu do czasu, ale na pewno taki standardowy model picia, jaki widzę u swoich znajomych i jaki ja praktykowałem, nie ma prawa komukolwiek służyć, skoro człowiek inaczej śpi, inaczej myśli i inaczej pracuje i działa bez alkoholu – podsumowuje Kamil.

Dodaje również, że nawyk, by sięgnąć po coś do picia wieczorem, co ma inny smak niż woda, którą pije przez cały dzień, od niego odchodzi. – Teraz miną prawie trzy miesiące odkąd nie ma w moim menu alkoholu, zrobiłem dotąd dwa wyjątki na imprezach rodzinnych. Moje życie jest przyjemniejsze, przestałem myśleć o tym, że muszę dostać nagrodę i to jest w tym wszystkim najfajniejsze.